CORRECT LYRICS

Lyrics : Człowiek w ogniu

Ja człowiek w ogniu stoję na kłamstwa zgliszczach
I tak dzień po dniu, hy posłuchaj mistrza
Ognisty podmuch pcha gdzieś kłody spod nóg
Ja człowiek w ogniu, ja...

Niech płonie mic ten, kartka płonie tusz tu
Jestem jak fighter w ogniu swego kunsztu
I chociaż kraj ten chciałby gdzieś mnie zdeptać
Hmm nie mogę przestać, dar ten mam by besztać
Orzeł czy reszka, ja nie omieszkam wejść na bit
Niech ogień strawi tak wszechobecną dziś zawiść tu
Ktoś mnie poprawi? Na wskroś tępawi rzucą kamień
Goliat i Dawid toczą znów walkę o przetrwanie
Pośród tych panien, dla których wartością pieniądz
I zwykłych głupców, co karmią je błyszczącą ściemą
Mówców mnogość, każdy właściwą drogą idzie
Gdy dotykają hajsu zapominają o wstydzie
Kroczyłeś za mną ogniu, gdy zaczynałem
Cwałem w dolinę ciemną, w niej nie zostałem
Znów pod obstrzałem, ot co po sobie zostawię
Ja w ogniu człowiek naprzeciw niejeden plugawiec yo

Ja człowiek w ogniu stoję na kłamstwa zgliszczach
I tak dzień po dniu, hy posłuchaj mistrza
Ognisty podmuch pcha gdzieś kłody spod nóg
Ja człowiek w ogniu, ja...

Ten świat szumowin, chciwych oczu, potoku fekalii
Poderżnąłbym mu gardło, zwinął w dywan, podpalił
Przecinam hamulce, z boku patrzę, w ogniu chwały
Płonie metal karoserii poskręcany wraz z ciałami
Do tego systemu zawsze miałem dystans
Zajrzyj w moje oczy - po neuronach skacze iskra
Stoję na szczycie, łapię wiatr w otwarte dłonie
Pode mną Meksyk płonie, dym, pola makowe
Czuję fałszu agonię, słowa jak Mołotow - koktajl
Otwarte okna, wrzucam śmierć do środka
Sznur był za krótki - tak między diabłem a Bogiem
Siedziałeś z pętlą na szyi, wezwałem na pomoc ogień
Śmierć skurwysynom, zmarszczki z twarzy spłyną
Olimp w ogniu, gaszę go benzyną
Świat, na którego fizys kiepuję pety
Twoje puste oczodoły i stopione dwie monety
Pierdolony fetysz... Co tak patrzysz suko?
Nie mówiłem? Będzie kiepsko, jak masz sucho
Dni Ostatnich Kościół, sentencja wyroku
Z syfu pozostanie pozbawiony wstydu popiół

Ja człowiek w ogniu stoję na kłamstwa zgliszczach
I tak dzień po dniu, hy posłuchaj mistrza
Ognisty podmuch pcha gdzieś kłody spod nóg
Ja człowiek w ogniu, ja...

Niczym wschód oślepia blask w szybach tych wieżowców
Za mną gruz, w garściach piach, pył spalonych mostów
Swąd i smród niesie wiatr, kołysze do snu
Na podeszwach roztopiony plastik sezonowców
Z twarzy ścieram popiół, przemywam kamuflaż
Wrócę tu znów o zmroku, w dłoni rdzawa szufla
Wieczny powrót, tako rzecze zaratustra
Krew na bruku, głoszę pokój na mych wrogów trupach
Paść by powstać, wstać by upaść, nie ma końca
Zaminuję skrót do wczoraj na przedpolach jutra
Gdy nie wrócę na noc, mamo nie bądź smutna
Żyłem tu prawdziwie, fartem uniknąłem pudła
Idę w ognień, idę w żar, idę w dym
Weterani elitarni, militarny styl
Człowiek w ogniu, żywioł pasja ponad zyl
Przy mikrofonie ci co oddali serce dla gry

Ja człowiek w ogniu stoję na kłamstwa zgliszczach
I tak dzień po dniu, hy posłuchaj mistrza
Ognisty podmuch pcha gdzieś kłody spod nóg
Ja człowiek w ogniu, ja...